Szybowcem w tatry – lot z sebastianem kawą
Sebastiana w środowisku lotniczym chyba nie trzeba przedstawiać. Niejednokrotnie podczas rozmów wspominają go również osoby kompletnie z awiacją niezwiązane. Mnie to akurat bardzo cieszy, bo choć do wielkiej popularności rodem ze świata piłki nożnej daleko, to miło usłyszeć, że ludzie wiedzą o istnieniu takiego lotniczego Sportowca.
Wracając jednak do tematu, kto z Was, uprawiający jakikolwiek sport nie chciałby dostać lekcji od samego Mistrza?
Nie ukrywam, że dla mnie moment, kiedy po jednej z odpraw na Mistrzostwach Polski Sebastian zaproponował wspólny trening po zakończeniu zawodów, wydawał się dość surrealistyczny. Wyrwać kawałek czasu u zawodników na takim poziomie jest ciężko. Tutaj nie było miejsca na zastanawianie się „Czy?”, tylko „Kiedy?”.
JAK WYGLĄDA lot Z CZŁOWIEKIEM, KTÓRY ZDOBYŁ 32 MEDALE MISTRZOSTW ŚWIATA I EUROPY?
Oczywiście, aby wygrywać, trzeba trenować. Nie wystarczy jednak odklepanie kilku lotów w sezonie, jeśli nie będą one odpowiednio przemyślane i treściwe. Rozmawiając z różnymi zawodnikami można zauważyć, że każdy z nich ma swój sposób na przygotowanie się do zawodów. Nasze „boisko” jest dość specyficzne. Każdego dnia wygląda zupełnie inaczej, a piloci muszą szybko się w tym odnaleźć, by popełniając jak najmniej błędów rozwikłać powietrzne łamigłówki, omijając zastawione przez pogodę pułapki.
Przez dwa dni pokonaliśmy ponad 1300km, spędzając w powietrzu ponad 13 godzin na szybowcu ASH-25Mi. W tym czasie Sebastian dokładnie przyglądał się jakości wykonywania przeze mnie przelotów po trasie, zwracając uwagę na nadrobniejsze szczegóły. Czasem to właśnie detale decydują o tym, czy uda się zostawić resztę stawki za swoim ogonem. Lot idealny chyba nie istnieje, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że nie wygrywa ten, który nie popełnia błędów, lecz ten, który popełnia ich najmniej. Cieszę się, że w tych lotach mogłam popełniać błędy, które były konsekwencją źle podjętych przeze mnie decyzji, bo zza moich pleców dolatywały cenne uwagi i wskazówki. Szkoda tylko, że nie da się od tak nabyć „ptasiego zmysłu”, którego Sebastianowi można pozazdrościć.
Aż wstyd się przyznać ale przed tym treningiem do latania w górach było mi jakoś nie po drodze. Tym bardziej cieszę się, że tajniki myszkowania po takim terenie zdradzał mi ktoś, kto po „krzywym” pomyka jak po swoim.

DWA LOTY – zaliczona SŁOWACJA, ODWIEDZONE WĘGRY I CZECHY

Na rozgrzewkę, zapoznanie z nowym szybowcem i lataniem po górach. Wystartowaliśmy do przelotu o długości ponad 650km. Po drodze odwiedziliśmy Słowację i Czechy. Tego dnia wykorzystywaliśmy bardzo dobre warunki termiczne tworzące się między dwoma liniami burz.
W drugim locie, po stracie za wyciągarką z Bielska, przeskoczyliśmy polsko-słowacką granicę i wykorzystując pasma górskie odwiedziliśmy Nitrę. Stamtąd polecieliśmy pod węgierski Esztergom. Na powrocie, wschodnią stroną minęliśmy „dach” Tatr – Gerlach i wykręcając ostatnie tchnienia termiki wróciliśmy do lotniska, z którego wystartowaliśmy ponad 6 godzin wcześniej.

doświadczony trener i jakość treningów
Termin „trening” kojarzy się ludziom zazwyczaj z systematycznym udziałem w zorganizowanych zajęciach prowadzonych pod okiem doświadczonego trenera, który na każdym kroku wyłapuje i omawia błędy. Jak już wyżej wspomniałam, nasza piękna dyscyplina jest dość specyficzna pod kątem rozwijania umiejętności. W rzeczywistości, piloci odbierający licencję szybowcową, otrzymują tak naprawdę przepustkę na zdobywanie cennego doświadczenia. W zależności od aeroklubu, do którego należy, albo ma łatwiej i czynnie latający tam piloci pomogą mu rozwinąć skrzydła, albo wielkie plany o spędzaniu pod cumulusami kolejnych godzin zostaną zduszone już na etapie organizacji latania, braku wsparcia i problemów z dostępnością ludzi, którzy w razie czego przyjadą w pole.
Zakładając, że jednak da się latać, okazuje się, że najbliższe kilkadziesiąt, czy kilkaset godzin spędzamy w jednosterze popełniając świadomie i nieświadomie masę błędów, zanim znów polecimy na dwusterze z kimś, kto mógłby je wychwycić. Czasem okazuje się, że nabyte przyzwyczajenia są już tak mocno zakorzenione, że trzeba wiele czasu aby je skorygować. To pokazuje, jak wartościowe jest spojrzenie na nasze lotnicze „rzemiosło” inną parą oczu.
Jeśli tylko pojawia się okazja aby polecieć z doświadczonym pilotem, to naprawdę warto z niej skorzystać. Okazuje się, że zawsze jest coś do poprawy i zawsze można zrobić coś lepiej.
rola wsparcia środowiska w rozwoju zawodników
Z różnych względów, organizacja treningów często bywa utrudniona. Oprócz czynników organizacyjnych, innym problemem bywa utrudniony dostęp do szybowców, kwestie finansowe oraz czas, jaki doświadczeni piloci mogą przeznaczyć na latanie z młodszymi. W związku z tym, bardzo chciałabym podziękować Sebastianowi Kawie za ogromne zaangażowanie w trening z juniorami. Poświęcając swój cenny czas na latanie z nami, dał wiele cennych rad i wskazał nad czym należy popracować aby latać szybciej, dalej i po prostu lepiej. Podziękowania kieruję również do Jensa Kroegera oraz jego fundacji za udostępnienie szybowca. Nie można pominąć również Aeroklubu Polskiego, który częściowo sfinansował całe wydarzenie.


